Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Bij ruska!" w apogeum stalinizmu

Grzegorz Majchrzak
Pięściarze z całej Europy walczyli w warszawskiej Hali Gwardii w ramach Mistrzostw Europy w Boksie w dniach 17 do 24 maja w 1953 r. Faworytami byli sowieccy czempioni, ale – dla wielu niespodziewanie – musieli oni uznać zdecydowaną wyższość polskich bokserów. To do dziś największy sukces w historii tej dyscypliny w naszym kraju.
W czasie europejskiego czempionatu sprzed blisko już sześćdziesięciu lat reprezentanci Polski wywalczyli pięć złotych (Henryk Kukier, Zenon Stefaniuk, Józef Kruża, Leszek Drogosz i Zygmunt Chychła), dwa srebrne (Tadeusz Grzelak, Bogdan Wawrzyniak), a także dwa brązowe medale (Aleksy Antkiewicz, Zbigniew Pietrzykowski). O skali sukcesu najlepiej świadczy fakt, że tylko jednemu naszemu pięściarzowi (Zbigniewowi Piórkowskiemu, który przegrał w ćwierćfinale) nie udało się stanąć na podium… Polacy wygrali oczywiście również klasyfikację drużynową, wyprzedzając Związek Sowiecki, którego czempioni zdobyli „zaledwie” dwa złote, dwa srebrne i trzy brązowe medale.

Manifestacja patriotyczna

Wszystko to śledziły miliony Polaków – mistrzostwa Europy nie były co prawda transmitowane przez raczkującą Telewizję Polską, ale za to na żywo relacjonowało je Polskie Radio, a szczęśliwcy śledzili je na własne oczy w Hali Gwardii. Jak pisała na łamach swoich dzienników pisarka Maria Dąbrowska: „Entuzjazm dla zawodników polskich wyrażany krzykiem i oklaskami można tylko porównać do huku morza w czasie sztormu. To było ogłuszające”. Po czym dodawała: „A kiedy po piątym zwycięstwie wielotysięczny tłum zaczął gromowym głosem <> – i śpiewał, jak my nigdy nie śpiewamy – łzy pociekły mi z oczu […] Zrozumiałam, że to <> naród odkuwa się za wszystkie swoje upokorzenia”. I komentowała: „Śmieszne, ale to była wielka manifestacja patriotyczna”. Jak z kolei wspominał – oczywiście dopiero po wielu latach – dziennikarz sportowy Tadeusz Olszański: „Po każdym polskim zwycięstwie szalona radość. Po dziś dzień zastanawiam się, jak wytrzymały ten napór i krzyk mury poczciwej i wyremontowanej w pospiechu Hali Mirowskiej […] Potem długo, bardzo długo nikt nie chce wyjść z Hali. Owacje, brawa, skandowania, ludzie cieszą się, płaczą”. Jak głosi legenda, twórca tego sukcesu, trener Feliks Stamm, miał być niesiony na rękach z Placu Mirowskiego do Hotelu „Polonia” w Alejach Jerozolimskich…

Ukrywana gruźlica

Mistrzostwa były również – jak już pisałem – manifestacją sprzeciwu wobec „ludowej władzy, a szczególnie „Wielkiego Brata”, czyli Związku Sowieckiego, co przejawiało się okrzykami w rodzaju „Bij Ruska!”. A wydarzenia te rozgrywały się kilka tygodni po śmierci Józefa Stalina, w apogeum polskiego stalinizmu. Wezwaniu do bicia sowieckich czempionów nie przeszkodziła ani obecność w hali (mieszczącej 5 tys. widzów) setek aktywistów partyjniaków ani funkcjonariuszy wszechwładnego Urzędu Bezpieczeństwa, ani nawet kierowanie na krzyczących – w celu ich zastraszenia – wielkich reflektorów. Potem prasa pisała o „rozwydrzonej publiczności”, „elemencie bikiniarskim, drobnomieszczańskim, a nawet spekulanckim”. Tak na marginesie – jak wspominał Drogosz – kibice „byli wszędzie”. Naszych reprezentantów nagabywali o bilety w drodze z hotelu do Hali Gwardii, a nawet w hotelowych pokojach (osobiście lub telefonicznie). Jak wspomina znakomity bokser, jeden z trzech otrzymanych karnetów dla najbliższych sprzedał z dziesięciokrotnym przebiciem, stając się tym samym spekulantem… Entuzjazmu kibiców nie podzielali działacze sportowi. Ci przed walkami z Rosjanami uczulali naszych bokserów, aby ci walczyli czysto, bez fauli. A jeszcze w trakcie walk finałowych złożyli protest po bardzo wyrównanej walce między Zygmuntem Chychłą a Siergiejem Szczerbakowem – protest przeciwko przyznaniu zwycięstwa… Polakowi. Argumentowali – co zresztą znamienne – że jego sukces był możliwy tylko dzięki temu, że Międzynarodowa Federacja Pięściarska usunęła wcześniej sędziów z krajów tzw. demokracji ludowej. Wobec jednogłośnego werdyktu, protest został odrzucony. Tego powszechnego entuzjazmu nie podzielała również prasa, na łamach której można było przeczytać po zakończeniu mistrzostw: „Zwycięstwo radzieckiej szkoły boksu” czy „Bokserzy radzieccy mistrzami Europy”. Wracając do polskich działaczy sportowych, to właśnie ich głosami na najlepszego zawodnika czempionatu wybrano reprezentanta Związku Sowieckiego Władimira Jengibariana. A Chychła walczył, będąc już chory na gruźlicę, co przed nim ponad rok zatajano. Jak później wspominał: „Gdy po 9 minutach dramatycznej walki zabrzmiał gong, byłem dosłownie u kresu sił. Gdyby mnie wtedy ktoś pchnął palcem, zwaliłbym się niechybnie na matę […] Ledwie doczłapałem do rogu. Żona opowiadała mi później, że byłem blady jak trup, mój nieprzytomny, szklany wzrok i sine wargi robiły ponoć niesamowite wrażenie”.

Polska szkoła Stamma

Warszawskie mistrzostwa Europy w boksie były nie tylko oglądane przez miliony Polaków, ale również powszechnie komentowane. Zapewne ze względu na „zlanie Ruskich” wzbudziły zresztą większe zainteresowanie niż inne polskie sukcesy w latach pięćdziesiątych, np. pierwsze indywidualne zwycięstwo w kultowym Wyścigu Pokoju w 1956 r. Stanisława Królaka czy olimpijskie medale polskich sportowców (zwłaszcza w Melbourne w 1956 r.). Wyrazem tego były m.in. listy, które wysyłano – najczęściej zresztą dla bezpieczeństwa anonimowo – do Komitetu ds. Radia i Telewizji. Komentowano w nich nie tylko przebieg warszawskich mistrzostw Europy w boksie, ale też sposób ich relacjonowania w polskiej prasie. I tak nadawca listu ze Szczecina z dnia 30 maja 1953 r. – podpisujący się krótko, „Patriota” – pisał (w imieniu własnym i zdecydowanej większości Polaków): „Jesteśmy szalenie zadowoleni z naszych bokserów, mamy przecież pięciu mistrzów Europy”. I polemizował z lansowaną w mediach tezą, iż był to „sukces szkoły radzieckiej”. Stwierdzał: „Boks w Polsce był na pierwszym miejscu w Europie i do 1939 r., i teraz. Nie jest to wcale szkoła radziecka. Jest to szkoła polska, jest to szkoła Stamma”. I ironizował: „Każdy sukces Polaka w życiu kraju to szkoła radziecka. W krótkim czasie będzie prasa pisać, [że] M[ikołaj] Kopernik, [Adam] Mickiewicz to szkoła radziecka”… Inne osoby odnosiły się do konkretnych pojedynków polsko-sowieckich, a także do decyzji sędziowskich, jakie później zapadały. Autor listu z Gliwic z 29 maja, który – jak twierdził – miał pisać nie tylko we własnym, ale również w imieniu pracowników gliwickiej Huty 1 Maja – był wyraźnie wzburzony werdyktem walki sprzed tygodnia. W półfinale czempionatu spotkali się Aleksy Antkiewicz (wicemistrz olimpijski z Helsinek z 1952 r.) oraz reprezentujący Związek Sowiecki wspomniany wcześniej Wladimir Jengibarian. Sędziowie przyznali zwycięstwo temu drugiemu. Werdykt ten wzbudził duże kontrowersje, również autora listu. Pytał on: „Ciekaw jestem, jacy to byli sędziowie, co wygrali ten mecz. Co za narodowości i czy to partyjni
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Bij ruska!" w apogeum stalinizmu - Nasza Historia

Wróć na dobremiasto.naszemiasto.pl Nasze Miasto